Ryszard Solski, prezes i CEO agencji Solski CommunicationsNie będę odkrywcą, jeśli wśród nowych trendów wymienię digitalizację komunikacji, błyskawiczny wzrost znaczenia mediów społecznościowych i rosnące znaczenie tzw. content marketingu. Na niedawnym kongresie Holmes Group w Londynie mówił o tym co drugi występujący. Nie wiem co prawda, czy jest z czego się cieszyć, gdyż wielu prelegentów – osób pracujących po stronie klienta – podkreślało, że jednocześnie odchodzą od tradycyjnej obsługi agencyjnej; te aspekty przejmują na siebie sami klienci, a agencje mają tworzyć treści. Oczywiście nie można generalizować – wciąż są klienci, dla których nieefektywne byłoby tworzenie własnych struktur PR-owych, wolą te usługi outsourcować do agencji.

W pewnym stopniu ranking odzwierciedla te trendy, gdyż agencje, które oferują najbardziej poszukiwane obecnie usługi, mają w nim mocne pozycje. Sam ranking – jak zwykle bardzo potrzebny i profesjonalnie przygotowany (byliśmy audytowani) – nasuwa mi jednak dwa spostrzeżenia. Po pierwsze, dlaczego ponad połowa agencji „związkowych” nie zechciała podać swoich danych? Czyżby nie odnotowały wzrostu? Chyba nie świadczy to najlepiej o naszej branży. Po drugie, w rankingu rysuje się wyraźny podział na dwie kategorie agencji: te, w których stosunek fee income do całości sprzedaży jest wysoki, wynosi co najmniej 65-70 proc. i te, w których ten udział jest znacznie niższy, wynosi nawet 30-40 proc. Otóż działania PR, pojmowane jako profesjonalne doradztwo komunikacyjne, budowa reputacji, relacji z otoczeniem zewnętrznym, w tym z mediami, z natury rzeczy nie generują zbyt wielu kosztów dla klienta (i zarazem przychodów dla agencji) innych niż fee. Zatem ta pierwsza kategoria to agencje – jest ich w rankingu najwięcej – dla których tak pojmowane usługi PR to główny obszar biznesu. Druga, znacznie mniejsza, to agencje które najwyraźniej czerpią wynagrodzenia także (a może i głównie) z innych obszarów – dużych promocyjnych projektów unijnych, eventów, wyścigów ulicznych, imprez integracyjnych itp. Taka jest ich strategia, zapewne ma sens biznesowy. Jednak mówimy tu o rankingu, a ten powinien zestawiać rzeczy porównywalne. Jak mówią Anglicy: apples to apples – and not to oranges. Oczekiwałbym od Związku pochylenia się nad tą kwestią.