Równowagę między życiem prywatnym i zawodowym łatwiej jest zachować na samym początku kariery. Sądzę, że osiągnięcie work-life balance w komunikacji jest niełatwe, a czym wyższe stanowisko – i idąca za tym odpowiedzialność – tym staje się to coraz trudniejsze. Nie mamy przecież wpływu na wydarzenia, o których musimy komunikować, albo na które – szczególnie w sytuacjach kryzysowych – musimy reagować. Po stronie agencyjnej występuje dodatkowy czynnik – klient nie może czekać na nasze działanie do następnego dnia, nawet jeśli to jest wieczór. Zwłaszcza, gdy znajduje się w innej strefie czasowej. Poza tym gwałtowny rozwój mediów społecznościowych sprawił, że reakcja na sytuacje kryzysowe musi być niemal natychmiastowa. Utrzymanie work-life balance jest jednak konieczne, jeśli nie chcemy się przedwcześnie wypalić zawodowo. Wiem, że są agencje, w których pracuje się do późnych godzin wieczornych, co świadczy albo o nienajlepszej organizacji pracy, albo o podporządkowaniu wszystkiego wynikowi finansowemu. Moim zdaniem tego rodzaju postępowanie to droga do utraty wartościowych pracowników i kiepskiej atmosfery w biurze.
Staram się tak zorganizować pracę w mojej firmie, aby zarówno ja, jak i konsultanci, mogli w czasie wolnym – na tyle, na ile to możliwe – odciąć się od pracy. Oczywiście, zdarzają się sytuacje, kiedy nawet w czasie prywatnym trzeba realizować obowiązki zawodowe. Staram się jednak stworzyć konsultantom warunki, które pozwolą im uniknąć takich sytuacji. Mam tu na myśli pracę 9-17, tylko w zupełnie wyjątkowych wypadkach nieco dłużej. Zawsze może się zdarzyć pilna potrzeba pracy wieczorem czy w niedzielę, np. gdy nagle musimy uczestniczyć w dyskusji na Facebooku bądź Twitterze czy następnego dnia rano organizujemy konferencję prasową. Wtedy konsultanci odbierają sobie wolny dzień w dogodnym dla siebie terminie. Jeśli chodzi o urlopy, to już musiałaby być jakaś nadzwyczajna sytuacja, bym musiał do kogoś w tym czasie dzwonić. Staram się tego nigdy nie robić. Konsultanci wyjeżdżający na urlop mogą dobrze wypocząć, wiedząc, że zastępuje ich kolega czy koleżanka, którzy na ogół znają klienta i jego specyfikę.